To cudownie, że w Poznaniu rozwijają się inicjatywy nie tylko w ścisłym centrum miasta. La Ruina na Śródce jest właśnie takim lokalem skupiającym okolicznych mieszkańców. Fajne wnętrze dobre kakao i niezłe ciasta – tyle na plus. Niestety nie odwiedzę więcej Ruiny. Zbyt natarczywa obsługa odstraszy każdego introwertyka a więc i mnie. Nie lubię wmuszania mi zamówienia, nadmiernej gadki ze strony personelu, a także udawanego hipsterstwa. To nie mój styl, przykro mi. /Sandra
_______________
Lokal, z którym mamy pewien problem, choć nie mamy wątpliwości co do tego, że dobrze się stało, że powstał i to właśnie na Śródce. Być może jego obecność jest najskuteczniejszym i to oddolnym zabiegiem dla tego niezwykle barwnego osiedla, które ostatnimi czasy nie cieszyło się zbyt dobrą sławą, ani passą. La Ruina jest interesująca i interkulturowa (także jeżeli chodzi o wystrój), chaos tu panujący nie przekracza granicy, od której moglibyśmy mówić o bałaganie, lecz panuje tam wizualny kreatywny nieporządek). Słyną ze smacznych domowych ciast, szerokiego wyboru dobrych kaw i... ciętego języka w komunikacji w mediach społecznościowych. Można to traktować jako chęć pozostawania w bliskiej zażyłości z klientami, jednak chyba nie każdemu musi pasować taka forma interakcji. W lokalu rusza mikro-kino, które na zdjęciach prezentuje się cudownie, a właściciele eksponują swoje działania charytatywne i promują tego typu postawę. Załodze La Ruiny nie można odmówić tego, że kipią pozytywną energią i to przyciąga na Śródkę wiele osób, które montują tam bardzo cyganeryjny fyrtel. Ludzki wymiar biznesu i rewitalizacja przezeń przestrzeni miejskiej (zwłaszcza w duchowym wymiarze) - w tym wypadku mamy do czynienia z bardzo dobrym przykładem. Co mi się więc nie podoba?
Może jestem smutasem - dwudziestokilkulatkiem, który zestarzał się przedwcześnie, lub też nie biczując się już zanadto, jestem człowiekiem o nieco mniej 'ekspansywnej mentalności' i tego czego zazwyczaj oczekuję od wizyty w lokalu, nawet takiego, który można nazwać lifestylowym i miastotwórczym to relaks i odrobina anonimowości lub też komunikacji, w której to ja jestem inicjatorem, czy też ściślej podmiotem, który ją kontroluje i decyduje o stopniu zażyłości z personelem. Nie chcę czuć się w lokalu niezręcznie - to takie klasyczne, może nieco wiktoriańskie wręcz zasady kierujące relacjami w handlu i usługach, o których w pewnych momentach można by sobie przypomnieć. Być może w tym momencie załoga lokalu uzna mnie za człowieka z XX-lecia międzywojennego , którym nie należy się przejmować, ale może też stwierdzi, że czasem warto dostosować się do klienta, obserwować go, wyczuć i reagować nie doprowadzając do tego, że poczuje się skrępowany i zniechęcony jakąś manierą. Chyba o to w tym wszystkim chodzi - żeby klient czuł się zadowolony, prawda?
Rozpisałem się aż tak bardzo o emocjach i relacjach międzyludzkich tylko dlatego, że uważam La Ruinę za lokal naprawdę ciekawy, trafiony i potrzebny - nie inaczej. /Jędrzej
Ciastkarnia / ul. Krysiewicza 6
Szalony sen Katy Perry ziścił się w Poznaniu. Słodka ciastkarnia różowa do szpiku cegły nie pozwoli Wam przejść obojętnie. Wnętrze w pierwszej chwili osoby o słabych nerwach może troszeczkę przerazić. Mnie osobiście przekonało podwórko pełne prania i zabawek, doskonałe dla rodzin z małymi dziećmi. Szeroki wybór wypieków zadowoli nawet największego smakosza. Dodam do tego miłą obsługę, sympatyczną atmosferę, wspaniały neon oraz ceny na każdą kieszeń i mamy kawiarnię na piątkę z plusem. /Sandra
_______________
Wiele razy przechodziłem obok tego lokalu, moją uwagę przykuwał uroczy neon i bijący z witryny klimat sklepu ze słodkościami rodem z amerykańskiego snu lat 50-tych. Nie wiedziałem nawet, że w środku jest coś więcej niż cukiernia, dużo więcej. Ciastkarnia to realizacja kompletnej idei, którą można pokochać lub znienawidzić. To czego nikt (bez względu na postawę, ktorą przyjmie wobec tego lokalu), nie odmówi Ciastkarni to rzetelna dbałość o realizację pewnej koncepcji - przemiłej kawiarenki dla rodzin, która nie wstydzi się swojej lokalizacji w nieco obdrapanym fyrtlu, a próbuje go pozytywnie adaptować. Żeby zrozumieć o czym mówię wystarczy na własne oczy zobaczyć jak urządzono ogródek Ciastkarni i jak koresponduje on z otoczeniem - moim zdaniem jest to magiczne. Co jeszcze? Miła, pomocna obsługa i zawsze świeże słodkości w dobrych cenach. Czego chcieć więcej?
/Jędrzej
Miłośników kawy oraz bardziej stonowanych wnętrz zapraszam do Świetlicy w ukochanym Centrum Kultury. Skórzane fotele i inne dizajnerskie meble robią wrażenie. Ten fragment Zamku będący hołdem nowoczesności doskonale łączy teraźniejszość z przeszłością. Wpadające promienie słońca przez szklane zadaszenie powodują przyjemną grę światłocienia. To wszystko sprawia, że Świetlica jest bardzo subtelnym miejscem. Osobiście polecam herbaty i kanapki. Nie spodziewajcie się jednak cen na studencką kieszeń. Jesteśmy w centrum nie tylko miasta, ale i kultury J
Po kawie warto się wybrać do Bookowskiego i poszukać lektury na długie jesienne wieczory. /Sandra
________________
Każdy kto porozmawia ze mną o architekturze przekona się, że nie jestem z pewnością miłośnikiem postmodernizmu w jego najbardziej wybujałych założeniach formalnych czy ideologicznych. Pochodząc do kluczowego akcentu zmodernizowanego wnętrza Zamku bez uprzedzeń, muszę bez specjalnego przymuszania stwierdzić, że Toya Design wykonała całkiem dobrą robotę, choć obawiam się jak to wnętrze będzie się starzeć. Na razie ogromny świetlik robi równie ogromne wrażenie, wspaniale modulując oświetlenie bez względu na aurę. Wypijemy tu niezłą kawę, zjemy deser (niestety zamówiony któregoś razu Crème brûlée nie zrobił na mnie dobrego wrażenia i zapamiętałem to) i w przyjemnej atmosferze poczekamy np. na seans w Kinie Pałacowym. Tak naprawdę jednak jest coś nieszczerego w koncepcie tego lokalu. Nie przyczepię się do części znajdującej się na antresoli, wszystko co 'złe' znajduje się w cofniętej części atrium. Nie wiem kto wpadł na pomysł stadnego umieszczenia tam imitacji (inspiracji, podróbki, repliki - zwał jak zwał) legendarnego fotela Barcelona zaprojektowanego przez Ludwiga Miesa van der Rohe - już chociażby przez szacunek dla tego ponadczasowego wzoru dekorator powinien zaniechać stawiania go w roli mebla kontraktowego (niczym z poczekalni na lotnisku), którym to nigdy nie miał się stać. Nawet jeżeli nie personalny smak miałby o takim wyborze decydować, to powinny przeważyć względy ergonomii - niezwykle niskie ławy ustawione pomiędzy fotelami, w których człowiek głęboko się zapada sprawiają, że w tej części świetlicy trudno zająć wygodną pozycję wypoczynkową, nie mówiąc już o komfortowym spożyciu czegokolwiek bez zduszania sobie narządów wewnętrznych.
Nie chcę być jednak dla Świetlicy zbyt surowy, bo to dzięki temu lokalowi i sąsiadującej z nim księgarni Bookowski (obok Bookarestu mojej ulubionej w Poznaniu) w CK Zamek znów pojawiło się życie. /Jędrzej
La Ruina ... poszłam - weszłam - wyszłam. za ciasno. za blisko. za nieintymnie. nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń