Get the flash player here: http://www.adobe.com/flashplayer

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Majówka z Książką

                 
                         Stacja Poznań Główny, Czytelnisko i Pro Arte zapraszają na Majówkę z Książką

Kto z Was jeszcze pamięta Majówkę z Książką, która przez ponad 50 lat odbywała się w Poznaniu? W 2006 roku ze względów finansowych zaprzestano tej chlubnej tradycji. W tym roku pragniemy przez dwa wyjątkowe dni przypomnieć Wam o tym co działo się w naszym mieście, a przede wszystkim zachęcić poznaniaków do czytania.


Po pierwsze 11 maja będziecie mieć okazję przyTARGać  KSIĄŻKI, czyli wziąć udział w cyklicznej akcji wymiany książek organizowanej przez CZYTELNISKO, podczas której dajemy im drugie życie. Wydarzenie skierowane jest do osób, które mają w swoim domu książki, do których nie żywią już sentymentu.  Dajemy możliwość wymiany tych „niechcianych” na inne, które jeszcze nie były przez Was czytane. Jedynym warunkiem wzięcia udziału w wydarzeniu jest przyniesienie przynajmniej jednej książki na wymianę. Uczestnik rejestruje się na „liście obecności”, deklarując ilość przyniesionych książek. Następnie zostają one podzielone pomiędzy stoły tematyczne.  Każdą książkę można wziąć do ręki, obejrzeć, przeczytać jej fragment. Każdy uczestnik może wynieść tyle książek, ile przyniósł. Akcja potrwa dwie godziny. Najbliższa edycja odbędzie się 11 maja 2013 roku od godz. 13.00 w Umberto Cafe&Ristorante  przy ul. Armii Poznań  w Parku Cytadela.

Regulamin akcji oraz wszelkie bieżące informacje dotyczące wydarzenia dostępne są na stronie internetowej Projektu Czytelnisko (www.czytelnisko.com.pl) oraz na fanpage’u na portalu społecznościowym (facebook.com/czytelnisko).


Po drugie, tego samego dnia o godzinie 18.00 Pro Arte zaprasza Was na GŁOŚNE CZYTANIE na PODDASZU Collegium Maius (pokój 405).  Majówka to dla wielu osób czas pierwszych, przedwakacyjnych wyjazdów, zatem i my zapraszamy wszystkich w literacką podróż. Będziemy przemierzać Ukrainę z Sofiją Andruchowycz, słuchając, jak w pociągu Diadia Wania śpiewa o swojej miłości, zwiedzimy także rejon Beskidu Niskiego z Andrzejem Stasiukiem i poznamy magię ,Opowieści galicyjskich.


Szczegóły na  proarte.net.pl 


Następnego dnia, 12 maja w samo południe  spotkamy się przed kamienicą przy Roosvelta 5 i wyruszymy w niezwykłą wyprawę śladami bohaterów naszej kochanej Jeżycjady. Na spacer zapraszamy wszystkich miłośników serii. Mówić będziemy o pierwszej i ostatniej części dotyczącej rodzinny Borejków. Nie zabraknie dygresji o zmianach w naszym mieście na przestrzeni lat ani fragmentów książek. Stacja Poznań Główny liczy także na najmłodszych poznaniaków. 

Szczegóły o spacerze znajdziecie na fanpage’u ( facebook.com/StacjaPoznanGlowny).

Ponadto obiecujemy dodatkowe atrakcje, m.in. uzupełnienie Miejskich Regałów Książkowych oraz konkursy dla uczestników wydarzeń.

Śledźcie nas w sieci (oczywiście w przerwach między ciekawymi lekturami)!


Organizatorzy: 









wtorek, 16 kwietnia 2013

Galeria MM – historyzowanie w epoce kamienia łupanego




Chyba żaden poznański projekt architektoniczny XXI wieku nie wzbudził takich kontrowersji jak zaprojektowana przez Studio ADS bryła Galerii MM. Przez 3,5 roku nie tylko specjalistyczne (ew. maniakalne) fora internetowe ale i popularne media od czasu do czasu z pewną regularnością wybudzały śpiącego dinozaura, który wyrastał na rogu ulicy św. Marcin i alei Marcinkowskiego.

Jeszcze trzy lata temu kiedy poznaniacy ujrzeli wizualizacje budynku panował umiarkowany optymizm. W zbiorowej świadomości z pewnością nie zakorzeniły się wtedy dyskusyjne kwestie recepcji dekonstruktywizmu na naszym poznańskim podwórku. Dziś mamy do czynienia z eskalacją krytyki w stosunku do tego projektu a i społeczna świadomość wagi dobrej architektury jest znacznie wyższa niż jeszcze kilka lat temu, być może o tym twórcy zapomnieli, lub nie brali tego pod uwagę.

Zmęczeni smutną tandetą Kupca poznańskiego i wstydliwą jarmarcznością Poznań Plaza, poznaniacy zgodnie orzekli – na głos lub w domyśle, co też im się podoba najbardziej. Bezdyskusyjnie w całym handlowo-usługowo-rozrywkowym repertuarze poznańskiej architektury wygrywa Stary Browar przed Galerią Malta. Ta druga zyskuje w naszych oczach skromnością i apoteozą wiosennego stylu życia i bezstresowego handlu zespolonego z rekreacją. Włączenie nowej galerii w organizm jeziora maltańskiego przebiegło bezboleśnie i z perspektywy czasu należy ocenić tę realizację pozytywnie na gruncie teorii miastotwórczych.

Nie o Malcie i nie o Browarze jednak powinna być tu mowa. Pochylić się musimy nad budynkiem, który lada dzień może przyczynić się do tego iż Poznań stanie się obiektem drwin. Być może nie będzie to tragedią dla miejskiego PR-u ale małym prztyczkiem w nos na pewno. Nominacja do Makabryły 2012 według portalu Bryła nie jest bowiem żadną nobilitacją i choć biorąc pod uwagę towarzystwo, w którym poznańska galeria się znalazła, nie można jej choć odrobinę nie pożałować, to fakt, że ze względu na swoją popularność zajmuje czołowe miejsce w tym osobliwym konkursie jest niezaprzeczalny.



Czy nowy handlowy kolos zasłuży na Makabryłę? I tak i nie. Zgadzam się z tą nominacją pod tym względem, że Galeria MM jako megastruktura architektoniczna w centrum miasta powinna pełnić funkcje reprezentacyjne, nieinwazyjnie spajające, lub odwrotnie (ale bardziej ryzykownie) pozytywnie dominujące. Zabieg dominacji w rysowaniu jednej z najważniejszych przestrzeni miejskich w Poznaniu powiódł się, jednak jest on nacechowany według mnie pejoratywnie. Jak to odbije się na kształtowaniu wizerunku tej części miasta, trudno jednoznacznie określić, projekt może bowiem ewoluować, ale dziś stacją naprzeciw wgryzającej się w aleje Marcinkowskiego budowli z wolna sączącej pieszych do swojego wnętrza, targają (zapewne nie tylko) mną raczej smutne przeczucia. Wspomniałem o nieinwazyjnym spajaniu otaczającej architektury – wyobraźmy sobie, że Galeria MM nie jest wcale mniejsza, ale lekkości nadaje jej zwarta i całkowicie przeszklona ciemna, pół-lustrzana elewacja (bez palucha…). Odbija się wtedy w niej cała otaczająca zabudowa… A sklepy i niektóre biura zyskują upragnione okna.

Obiektywnie należy także stwierdzić, że budynek jest czystą parodią stylu, w którym rzekomo powstał. Osławiony w poznańskich mediach ostatnimi czasy dekonstruktywizm to jeden z nurtów postmodernizmu, jak dla mnie ideowo niespójnego i niepotrzebnie przedłużanego okresu formułowania koncepcji architektonicznych. Co ciekawe w Polsce dużo popularniejszy (często nieświadomie) jest drugi główny nurt postmodernistyczny czyli regionalizm krytyczny, w Polsce najczęściej chyba akcentowany w neo-drobnomieszczańskich realizacjach mieszkaniówki począwszy od połowy lat. 80 na początku XXI wieku skończywszy. Patrząc na dzieło Studia ADS, Frank Gehry - postmodernistyczny guru z pewnością nie byłby zachwycony jego tanią umownością.



Czy galeria MM jest pastiszem? Moim zdaniem jest budowlą spóźnioną pod pewnymi względami, również stylistycznymi, o jakieś 20 lat. Jak Polska wlokła się w ogonie na osi czasu europejskiego modernizmu, tak  wytrzebiony już na świecie postmodernizm, wydaje u nas wcale nie zduszone jeszcze tchnienie. Dwie dekady temu Polska była zupełnie innym krajem, gdzie w architekturze wszystkie chwyty były dozwolone i płodzone były chociażby takie legendy jak Solpol we Wrocławiu, który jest tak niesamowicie brzydki i rozkosznie wolnorynkowy, że aż piękny. Nawiązania do tandety okresu transformacji rozpościerają się także nad materiałami użytymi do wykończenia budynku Galerii MM.

- Projekt koncepcyjny a budowlany, nad którym dopiero zaczniemy pracować, to dwie różne rzeczy - mówił Piotr Barełkowski ze zwycięskiego Studia ADS. Nikt nie spodziewał się po projektancie Starego Browaru, że różnica będzie tak ogromna.

Piotr Barełkowski w wypowiedzi dla Gazeta.pl wiedział co mówi (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy tego my), a udowadniają mi to za każdym razem laminowane płyty na elewacji udające piaskowiec. Tym gorzej dla nich i dla nas, odbiorców architektury, że nie zasłużyły na żadną iluminację – być może to oszczędność, być może to projektanci doszli do wniosku, że efekt będzie katastrofalny przez szpetne szczeliny technologiczne pomiędzy panelami (w przedstawianiu tego aspektu konstrukcji wizualizacje były powściągliwe).


Dlaczego Galeria MM nie powinna zostać uhonorowana Makabryłą? Szczęściem w nieszczęściu poznańskiej budowli jest to, że ma godnych konkurentów. Kamienica w Olsztynie i Ratusz w Pacanowie są moimi faworytami. W dodatku trzeba jednak przyznać, że przynajmniej próbowano uczynić Galerię MM przyjazną poznaniakom – rzeczywiście tworzy pasaż przyspieszający komunikację pomiędzy dwiema ulicami, nie można zapomnieć także o tym, że tarasy widokowe (o których jeszcze poniżej) są ogólnodostępne, co szczególnie kontrastuje z zamkniętym, ekskluzywnym tarasem na szczycie Okrąglaka, który już przecież był przedmiotem miejskiej dyskusji w sieci.

To co miało być motorem miejskości Galerii MM, czyli otwarcie na ulicę, przechodniów pozostało w dużej mierze pustą obietnicą, lub też źle zrealizowanym celem. Tylko jeden lokal (Starbucks) wychodzi na zewnątrz i można liczyć, że wraz z cieplejszymi dniami pojawią się stoliki wprowadzające nieco życia na chodniku. Domykająca burzliwą pierzeję alei Marcinkowskiego wschodnia ściana budowli jest całkowicie martwa niczym skała jaskini Lascaux (tylko jeszcze bez malowideł). Wnętrze galerii to natomiast mariaż mroku, ciasnoty i przepastności. Najciaśniej jest rzecz jasna tam gdzie duża przepustowość jest wymagana, czyli przy windach i ruchomych schodach. Pozostając przy tych elementach można się zastanowić, czy czasem projektanci nie zaprzyjaźnili się zbytnio z architektami z Toya Design – Detal ‘klatki schodowej’ do złudzenia przypomina czerwoną tubę z holu wielkiego Centrum Kultury Zamek. Mniej surowy będę dla ciekawego moim zdaniem pionu windowego, eksponowane metalowe dźwigary i inne gołe elementy konstrukcyjne nadające tej ścianie charakteru industrialnej instalacji sprawiają, że wchodzenie do Galerii od stron. ul. Święty Marcin jest dużo bardziej uzasadnione estetycznie.





Poznaniacy chwalą sobie swobodę dostępu na taras widokowy, choć określenie widokowy jest chyba delikatnym nadużyciem. Wychylając się z palucha można poczuć się co prawda jak Kate Winslet na Titanicu, ale zobaczymy raczej niewiele, chyba, że szczególnie upodobaliśmy sobie dachy widziane pod ostrym kątem i wieżę Zamku Przemysła. Nie wierzę, że jest takich osób szczególnie dużo.


Galeria MM - widok z tarasu.

Galeria MM - widok z tarasu.

Zostawmy już zewnętrzną formę i wnętrze Galerii w spokoju, są nieudane i basta. Co ciekawe w wymiarze zewnętrznym decydujący o porażce jest w moim mniemaniu standard detalu, kiedy we wnętrzu to detal jest czynnikiem ratującym przed kompletną estetyczną porażką. 

Sławne Studio ADS ma na swoim koncie inne naprawdę udane projekty (Stary Browar z nagrodą ICSC…), tym razem nie wyszło, może nowy budynek przerósł możliwości inwestora, tylko cóż może przerosnąć Atanera… Trudno powiedzieć co i kogo ostatecznie podkusiło, by dobić Galerię MM nieadekwatnym do prestiżu lokalizacji standardem wykończenia i dyskontowością oferty najemców. Nad tym aspektem Stacja Poznań Główny raczej nie powinna się rozwodzić, ale zgodzimy się z opinią Profesora UAM zajmującego się w pracy naukowej brandingiem, który stwierdził iż nie daje Galerii funkcjonującej w obecnym modelu handlowym więcej niż rok życia.

Jeżeli ktoś czuje się urażony nieprzyjazną wymową tego wpisu, to odsyłam go do wywiadu z Jerzym Gurawskim, architektem i wykładowcą Politechniki Poznańskiej, który niedawno w samych superlatywach wypowiadał się o Galerii MM – tam znajdzie się odrobina pocieszenia. Biorąc pod uwagę głośny pomysł Pana Profesora na burzenie domków budniczych na Starym Rynku, wydaje się, że dekonstruktywizm ma faktycznie we krwi…

 Jędrzej Franek

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kiedy banalność staje się egzotyką - poznajcie niewidzialne miasto



Projekt Niewidzialne miasto został zainicjowany przez Zakład Badań Kultury Materialnej i Wizualnej w Instytucie Socjologii UAM i firmę Metropolis w 2007 roku. Ideą badań prowadzonych przez socjologów, kulturoznawców, etnologów i antropologów było uchwycenie ulotnych i spontanicznych form codziennej aktywności twórczej mieszkańców największych miast w Polsce w tym także Poznania.

Ponieważ badania miały przede wszystkim charakter wizualny, bardzo ważnym elementem projektu była dokumentacja. W tym celu na stronie projektu stworzono rodzaj bazy internetowej, gdzie gromadzono materiał wizualny (około 7 000 fotografii) potrzebny do analizy. Wybrane przykłady prezentowane były na licznych ekspozycjach zarówno w galeriach jak i w przestrzeni miejskiej. Praktycznym badaniom wizualnym towarzyszyły obserwacje i wywiady z „twórcami” niewidzialnego miasta. Podsumowująca projekt książka Niewidzialne miasto pod redakcją Marka Krajewskiego wydana przez Fundację Bęc Zmiana nie jest klasycznym raportem z przeprowadzonych badań, ale stanowi pełnowartościowe i niezwykle interesujące opracowanie fenomenu oddolnych inicjatyw społecznych, którego doświadczamy na co dzień.

Przeglądając fotografie ma się wrażenie, że cała „egzotyka” i atrakcyjność projektu tkwi w oczywistości prezentowanych zachowań, które często pozostają niewyartykułowane jak na przykład obecność zwierząt w mieście. Niby każdy zdaje sobie z tego faktu sprawę, ale nigdy na poważnie nie poddał tego refleksji. Niewidzialne miasto to także wydobycie na światło dzienne wielości estetyk kształtujących pejzaż miejski, które wynikają z działalności ruchów obywatelskich, społecznych inicjatyw czy subkultur. To zupełnie nowe spojrzenie na miasto i na funkcjonujących w nim ludzi wskazało, że nasze miasta to bardzo złożone twory, które są w pełni polifoniczne.

Projekt stawiał sobie kilka celów do których przede wszystkim należała dokumentacja ulotnych zjawisk i prezentacja miejskiej ikonosfery, która na co dzień nie jest bohaterem pierwszoplanowym, ale stanowi raczej nieoficjalne oblicze miasta. Najważniejszym elementem wydaje się być jednak to, że dowartościowane zostały potoczne i efemeryczne praktyki mieszkańców. Prowadzone przez nich partyzanckie niekiedy ingerencje w tkankę miejską współtworzą jej charakter i sprawiają, że miasto to żywy organizm podlegający ciągłym przemianom i modyfikacjom, które mają doprowadzić do stworzenia dobrych miejsc do życia. Można powiedzieć, że to próba stworzenia miasta udomowionego.

Niewidzialne miasto znakomicie pokazuje to w jaki sposób oddolnie wytwarzane są alternatywne rozwiązania, które mają służyć wygodzie mieszkańców. Jednocześnie często angażują się oni na przykład w sąsiedzkie konflikty i negocjują z różnymi instytucjami charakter anektowania i użytkowania pewnych przestrzeni. Autorzy projektu zwrócili uwagę na to, że pewne działania skłaniają do animowania lokalnych społeczności, ale także paradoksalnie przyczyniają się do pogłębiania różnic. Inicjatywa miała dać odpowiedź na pytanie w jaki sposób ludzie używają miasta i jak ich wizja różni się od wizji władz miejskich. Jednocześnie uświadomił to, że często niesłusznie ignorujemy pewne zjawiska tylko dlatego, że są zbyt banalne. Z tego wniosek, że „Niewidzialne miasto” to coś w rodzaju ponownego odkrywania codzienności, która przeformułowana została przez kreatywną wyobraźnię użytkowników miasta.

Zachęcamy Was do wzięcia udziału w spotkaniu, które odbędzie się 10 kwietnia w Centrum Kultury Zamek o godzinie 18. Wezmą w nim udział Natalia Mazur (dziennikarka, Gazeta Wyborcza), Michał Cierkosz (projektant, Diagram), Filip Springer oraz członkowie zespołu badawczego Niewidzialne miasto. Prowadzenie: Kacper Pobłocki.

http://www.zamek.poznan.pl/news,pl,26,1678.html

Monika Kaczmarek




wtorek, 2 kwietnia 2013

Uroczy malarz ten bibliotekarz. O Janie Spychalskim



Zawarty w tytule cytat, to słowa artysty i krytyka Jana Cybisa na temat poznańskiego malarza Jana Spychalskiego. Artysta urodzony w 1894 roku w Czeszewie młodość spędził w Wągrowcu, studia podjął w Krakowie, a po wybuchu I wojny światowej przeniósł się do Berlina by tam kontynuować studia filozoficzne. Kiedy w 1918 przyjechał do Poznania otrzymał posadę w Spółce Wydawniczej „Ostoja”, której nakładem ukazywał się dwutygodnik artystyczno – literacki „Zdrój”. W ten sposób związał się z tutejszym środowiskiem artystycznym, stanowiącym wówczas żywy ośrodek sztuki nowoczesnej angażującej się w sprawy społeczno – polityczne.

W okresie międzywojennym w środowisku poznańskim dominowali młodzi artyści skupieni wokół grupy „Bunt”, która inspirowała się głównie niemieckim ekspresjonizmem. To właśnie na łamach „Zdroju” ukazywały się manifesty i teoretyczne prace poznańskich artystów. Manifesty były wyrazem sprzeciwy wobec konwencjom sztuki minionej, wobec stabilizacji, burżuazyjnej świadomości a także wobec estetyzmu. Były też formą wyrazu poczucia wolności. Spychalski słynący z tego, że był raczej samotnikiem (tak i w życiu towarzyskim jak i w działalności twórczej) niedługo związany był z ugrupowaniem i samym wydawnictwem. Wkrótce objął stanowisko bibliotekarza, a następnie kierownika Katalogu w Bibliotece Uniwersyteckiej. To właśnie wtedy coraz intensywniej zaczyna interesować się technikami malarskimi, a w jego niebieskim zeszycie powstają pierwsze szkice. Wkrótce artysta zaczyna tworzyć także pierwsze obrazy olejne. Wprawdzie Spychalski nie ukończył żadnej szkoły artystycznej, szybko też zaprzestał pobierania prywatnych lekcji rysunku i malarstwa, ale w żadnym razie nie można postrzegać go jako malarza prymitywnego. Właściwie to fakt, że był on samoukiem sprawia, że jego przepełnione indywidualizmem malarstwo jest takie porywające.


Malarz wraz z żoną i czwórką dzieci mieszkał przy Placu Lipowym w posesji na narożniku ulicy Lipowej i Wiśniowej na poznańskim Dębcu. Jak wspomina córka Spychalskiego – Agnieszka Ławniczakowa „ta część Dębca urzekała nieomal wiejskim spokojem i bezpretensjonalną urodą zgrabnie zaprojektowanych domów, zanurzonych w zielonych ogrodach. Perspektywę krętych uliczek podkreślał rytm smukłych, żeliwnych latarni i niepowtarzalna, malarska faktura bruków jezdni. Wysokie dachy kryte czerwoną dachówką wieńczyły szare i beżowe ściany, które patrzały różnych rozmiarów oknami, podzielonymi drobna kratownicą białych ram. W większości domów okna obejmowały skrzydła okiennic, a niekiedy wieńczyły żaluzje. Przy domach i na ulicy rosły rozmaite drzewa, dzisiaj już nie istniejące – nie tylko lipy, ale i kasztanowce, klony i sosny. Wiosną pachniały fiołki, bzy i jaśminy, jesienią z kolei czerwone festony dzikiego wina oplatały fasady i płoty[1] ”.
                         

Opis ten idealnie ujmuje w słowa to, co Janowi Spychalskiemu udało się oddać w obrazach olejnych. Cicha i leniwa atmosfera ciepłego popołudnia przesycona jednak lekkim niepokojem pojawia się w takich dziełach jak „Karuzela”, „Przy Bramie Dębińskiej”, „Szkuta”, „Nad torem Starołęki” czy „Biały mur”. Wszystkie te nostalgiczne prace powstały jeszcze przed wybuchem II wojny. Spychalski, używając bardzo skromnych środków sprawnie oddaje cechy charakterystyczne miejsc które maluje, a jego uproszczone, bezludne pejzaże przypominają surrealistyczne prace Giogrgio de Chirico. Znane widoki miejskie poznański artysta przetwarza w baśniowe, tajemnicze obrazy o wyjątkowej, ciepłej kolorystyce. Kameralne przedstawienia wypełnia mostami, fabrycznymi kominami, dachami domów, wagonami i przemysłowymi budynkami oddanymi w nieco dziecinnej manierze. Wszystkie te cechy pozwalają stwierdzić, że Spychalski był jednym z przedstawicieli polskiej awangardy malarskiej.


Krajobrazowe kompozycje to tylko fragment oeuvre poznańskiego malarza. Po wybuchu II wojny światowej, kiedy rodzina Spychalskich została zmuszona do opuszczenia lokum przy Lipowej, zmienia się charakter twórczości artysty. Zaczyna on nawiązywać  do tematyki biblijnej, czego efektem są m.in. obrazy takie jak „Sen Jakubowy” i „Walka Jakuba z Aniołem” - najważniejsze dzieło artysty. Warunki okupacyjnego życia sprawiały, że coraz częściej uciekał w malarstwo. Krótko po Bitwie o Poznań rodzina powróciła na Lipową, jednak Jan, któremu od kilku lat dokuczało serce, zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Dalej jednak malował. Jan Spychalski zmarł jesienią 1946 roku. Pochowany został niedaleko swojego domu na cmentarzu przy ulicy Bluszczowej.

Polecam Wam przyjrzeć się obrazom Jana Spychalskiego podczas najbliższej wizyty w muzeum w galerii sztuki polskiej I poł. XX wieku. Wielka szkoda, że ten niezwykły artysta wciąż jeszcze nie jest znany szerszemu gronu odbiorców. Muzeum Narodowe w Poznaniu doceniło lokalne zjawiska artystyczne dwudziestolecia międzywojennego organizując na przełomie roku 2003/2004 wystawę „Bunt. Ekspresjonizm poznański 1917-1925”, a jesienią 2004 roku „Skupienie i marzenie. Malarstwo Jana Spychalskiego  ( 1893-1946)”.

Skany pochodzą z katalogu „Jan Spychalski 1893-1946”, Wydawnictwo Muzeum Narodowego w Poznaniu 2004

Monika Kaczmarek



[1]    Agnieszka Ławniczakowa, „O moim ojcu Janie Spychalskim”  [w:] „Jan Spychalski 1893-1946”, Wydawnictwo Muzeum Narodowego w Poznaniu 2004, str. 62.