Get the flash player here: http://www.adobe.com/flashplayer

niedziela, 24 marca 2013

Atlas Architektury Poznania, czyli to co dociekliwy poznaniak mieć powinien w biblioteczce



/artykuł pierwotnie ukazał się 21.03 w gazecie Poznań Extra nr 2/2013, str. 7, w sekcji prowadzonej przez Stację Poznań Główny.

Przemierzając miejskie księgarnie, antykwariaty, czy zasoby Allegro.pl, szukamy często pozycji bliskich zarówno naszemu sercu jaki i... Geograficznemu położeniu, które przyczynić mogą się do zbudowania poczucia prawdziwej poznańskości - zapoznając się z wydawnictwami takimi jak to, które dziś opisuję, niwelujemy szansę oskarżenia o lokalną ignorancję w odniesieniu do miejskiej tożsamości estetycznej i urbanistycznej.

Wydawnictwo Miejskie od pewnego czasu zaskakuje pozycjami naprawdę wartościowymi - dobrze napisanymi, cennymi z regionalnie-poznawczego punktu widzenia i po prostu księgarsko pięknymi. Pod tym ostatnim względem być może Atlasowi Architektury Poznania pod redakcją Janusza Pazdera nieco dalej do ideału, bo format mógłby być poręczniejszy i bardziej praktyczny a tak ważne dla książki tego typu fotografie, bardziej wyraźne i kolorowe w miejsce czarno-białych, ale na tym uchybienia się kończą. 

Atlas ten jest pozycją obowiązkową dla każdego miejscowego estety, miłośnika ciekawostek i zakamarków. Z potężnego katalogu poznańskich realizacji architektonicznych wyselekcjonowano grubo ponad 400 adresów, pod którymi znajdują się budynki tworzące zbiór witalnych punktów tkanki miejskiej Poznania – każdemu z nich (można wyszukać perełki, o istnieniu których do tej pory nie miało się pojęcia) poświęcono wyczerpującą notkę, bogatą w opis detali architektonicznych. W żadnym z przypadków nie zapomniano także o rysie historycznym, a szczególnie istotnym z punktu widzenia tożsamości urbanistycznej budowlom poświęcono na łamach książki nieco więcej miejsca. 

Jeżeli dociekliwości nie stanie się zadość, to pierwsze strony atlasu obejmują obszerną 80-stronnicową analizę historyczną przemian poznańskiego organizmu miejskiego od X wieku do czasów współczesnych. Lektura na długie godziny.

Jędrzej Franek


_______________________________________
Tytuł: Atlas Architektury Poznania
Wydawca: 
Wydawnictwo Miejskie
Data wydania: Grudzień 2008
ISBN: 978-83-7503-058-7
Liczba stron: 403
Rodzaj oprawy: miękka




czwartek, 21 marca 2013

BLOGtej #4


Czwarty już raz Concordia Design ugościła w swoich białych murach rzeszę poznańskich blogerów. Sala zapełniała się powoli i sukcesywnie a każdy z uczestników od wejścia witany był otwartością organizatorów i poczęstunkiem fundowanym przez FRUGO (Food Care) - miły akcent, który powoli staje się tradycją tych spotkań.

Podobnie jak tradycyjny jest już wysoki poziom przydatności treści prezentowanych w czasie oficjalnych prelekcji i ich potencjał przykuwania uwagi. Tym razem mózg statystycznego blogera wyłożył na warsztat Michał Pasterski, coach zmiany osobistej i autor bloga www.michalpasterski.pl. Każdy mógł dowiedzieć się jakie są najlepsze metody na efektywne i przyjemne blogowanie, tak aby ta czynność nie stała się przykrym obowiązkiem. Kiedy już wszyscy byli w miarę zorientowani w tym jak 'oszukiwać' zawartość swojej czaszki by blogować z głową, na scenę zaczęli wkraczać kolejni uczestnicy spotkania - pięć blogów zaprezentowało swój dorobek i zaprosiło pozostałych zgromadzonych do śledzenia ich działań. 

W hyde-parku jako pierwsze wystąpiły dwie energiczne dziewczyny studiujące w School of Form, które nie miały żadnych problemów z tym, żeby wciągnąć widownię w historię ich pokarmowych ograniczeń wynikających z uczuleń, które trapią również wielu innych ludzi. Postanowiły one zdemontować cierpiętniczy mit alergika i w bardzo radosnej formie (ubarwiając wszystko własnoręcznymi grafikami)  dzielą się  sposobami na przyjazne życie ze swoimi pokarmowymi przypadłościami  - na blogu www.nietoleruje.blogspot.com znajdziecie sporo ciekawych porad oraz wyselekcjonowanych przepisów, przykładowych diet.

Następnie przed publicznością stanęli Odrzutowcy, czyli czwórka przyjaciół, którzy realizują swój projekt busowej wyprawy dookoła Polski z zamiarem wyciągnięcia na światło dzienne nieznanych dotąd tajemnic i niezbadanego piękna naszego kraju. Oni także zamieścili swoją relację ze spotkania, jest nawet zdanie o nas, niestety według niego Stacja wydaje się być bardzo spłyconą inicjatywą: 

Ostatnią osobą był przedstawiciel kilkuosobowej grupy, opisującej w swoim blogu architekturę Poznania.

Winę za taką percepcję ponoszę jednak stanowczo ja, o czym będzie mowa dalej...

Jako trzeci zaprezentował się nie kto inny tylko Mateusz Kamil Roszak ze swoim znanym już nie tylko w Poznaniu projektem /matroszak. Ci, którzy jeszcze nie słyszeli o Mateuszu byli wyraźnie pobudzeni jego artystyczną działalnością klockową, którą od teraz prezentuje na świeżo  uruchomionej (zasługuje na pewno na znaczek jakości Stacji Poznań Główny w kategorii webdesign) stronie internetowej.

Jak się już domyślacie, lub wiecie z naszego fanpage'a ostatnim blogiem, który wystąpił w hyde-parku była STACJA POZNAŃ GŁÓWNY. Tak naprawdę mieliśmy już wystąpić podczas lutowego spotkania nr 3, niestety wyeliminował nas szalejący wtedy sezon chorobowy. Przystępując do oratorskiego ataku nieco zapomniałem jak trudnym zadaniem jest poprowadzenie dobrego wywodu o obszernej sprawie w sposób kompletny, jednolity ale i ciekawy i pobudzający. Bez wątpienia byłem najgorszym prelegentem tego dnia (choć Ania, która dzielnie robiła zdjęcia i tak mnie pochwaliła) i próbując ogarniać chaos przesłania w mojej głowie, nieco nadwątliłem rzeczywistą wartość naszego bloga. Będę miał nauczkę na przyszłość, by tak jak to miałem obmyślone miesiąc wcześniej zabrać ze sobą ładną prezentację, w której zawarte byłyby wszystkie nasze projekty, osiągnięcia i plany.

Czas na pokutę. Aby dostarczyć w przejrzysty sposób (również atrakcyjny i łatwy do udostępnienia) informacji o nas, by uniknąć na co dzień sytuacji kiedy stajemy się blogiem opisującym jedynie architekturę Poznania, postanowiłem wysmażyć mały film promocyjny, który stanie się multimedialną wizytówką Stacji Poznań Główny.

Pomijając moją osobistą małą porażkę, po raz kolejny duże zainteresowanie miejscowej blogosfery i przyjazna atmosfera podczas spotkania udowodniły, że BLOGtej jest jedną z najlepszych rodzimych social- inicjatyw sezonu 2012/2013. 


Jędrzej Franek

/pełna galeria zdjęć na Facebooku

niedziela, 17 marca 2013

Cyrulik sewilski - dobrze wymodelowana koafiura


Odwołując się do anachronicznej terminologii fryzjerskiej i porównując Cyrulika w Teatrze Wielkim do obiektu zawodowych zainteresowań głównego bohatera, trzeba przyznać, że ten dżentelmen wybornie prezentuje się w towarzystwie razem ze swoją czupryną.

Trochę bardziej serio, dla mnie ta właśnie opera jest szczytowym osiągnięciem opery buffa, a nie jak twierdzi większość - Wesele Figara, powstałe wcześniej, choć przecież przedstawia losy późniejsze. Może to po prostu włoska dusza Gioacchino Rossiniego jest tym co przemawia do mnie podświadomie bardziej niż perfekcyjny Mozart, a wrażenie to i szczere uczucia zostały pogłębione przez specyficzną konwencję Cyrulika w poznańskiej operze.

Wystawiane w obecnej formie przedstawienie w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego znane jest publiczności od 1997 roku. Dzieło Rossiniego natomiast obecne jest na deskach światowych oper już od 1816 roku, może nadchodzący jubileusz 200-lecia Cyrulika będzie dobrą okazją do odświeżenia repertuaru, choć moim zdaniem, nie jest to wcale konieczne. Inscenizacja Teatru Wielkiego jest strzałem w dziesiątkę.


Wyobraźmy sobie bowiem, że tym razem zasiadamy jak zawsze na szkarłatnej widowni, ale siedzimy bliżej niż zwykle, dużo bliżej. Siedzimy wewnątrz opery, obserwując całą krzątaninę - zaplecze staje się właściwym miejscem akcji, a nieprzypadkowe potknięcia bohaterów, ekipy towarzyszącej, potęgują komiczną wymowę. Zasiadamy więc wewnątrz, tuż za kurtyną, podglądając suflera i charakteryzatornię -spektakl rozpoczyna się nie bez kłopotów, ale nabiera odpowiedniego tempa zaraz po tym jak wybrzmiewają pierwsze takty muzyki, nieskomplikowanej, to prawda ale zasłużenie uwielbianej. Za niezwykle udaną, bardzo tradycyjną (tradycja analogowości), ale urozmaiconą scenografię odpowiedzialny jest Ryszard Kaja (także autor plakatu). Jeżeli mój opis jest nadal zbyt enigmatyczny, mam nadzieję, że wątpliwości rozwieją fotografie niezastąpionej Katarzyny Zalewskiej.

Libretto Cesare Sterbiniego (oczywiście opartego na sztuce Pierre'a Beaumarchais) prowadzi nas przez znajomą górską kolejkę intryg, podszeptów i miłostek by znaleźć w końcu szczęśliwy finał. Figaro, tutaj młodszy i niezwykle skoczny, miłością zajmuje się jedynie korespondencyjnie, pośrednicząc w miłosnej grze pomiędzy zaprzyjaźnionym hrabią Almavivą i Rozyną będącą pod czujnym okiem swojego protektora, doktora Bartolo. Taki trójkąt, w który swoje trzy grosze wtrąca niezawodny Figaro musi prowadzić do szeregu pogodnych przepychanek.



W główną rolę golibrody i swata wcielił się baryton Robert Szpręgiel, który udźwignął ogromny ciężar roli, w tym skądinąd lekkim przecież przedstawieniu... Bardzo dobrze na moje ucho spisał się w legendarnej arii Largo al factotum i stworzyli naprawdę udany duet z Victorem Camposem Lealem, czyli Almavivą. Męski lider opery jest jednak dla mnie tylko jeden i wskazuję właśnie na świetną kreację Szpręgiela, choć bardzo plastyczny był także Bartolo grany przez znanego chociażby ze Skrzypka na Dachu Andrzeja Ogórkiewicza, czy dysponujący niezwykłą barwą głosu bas Rafał Korpik (Basilio), który również do sukcesów może zaliczyć swoje wykonanie arii La calunnia.


Zacząłem wyliczenie obsady nieco niestosownie, bo od mężczyzn a przecież na scenie Teatru Wielkiego zaprezentowały się też wybornie dwie panie. Imponująco wyśpiewała arię Una voce poco fa Bernadetta Grabias (Rozyna), choć być może grana przez nią postać dla mnie jest nieco irytująca i pod względem aktorskim, kobiecość w Cyruliku Sewilskim osiąga szczyty w roli pobocznej - wyjątkowo radosną i wzbudzającą uznanie kreacją jest Berta w wykonaniu Magdaleny Wilczyńskiej.

Warto również wspomnieć o mocnym ogólnym wydźwięku i dopracowaniu scen zbiorowych - te z udziałem nieco groteskowego policyjnego oddziału oraz wodewilowe niemal szaleństwo z końca pierwszego aktu, są kolejnym świadectwem choreograficznego kunsztu komicznego.


Miłośnicy klasyki polskiego kina, zwłaszcza Nocy i Dni Antczaka z niezapomnianymi rolami Jerzego Bińczyckiego i Jadwigi Barańskiej, zakochają się od pierwszego wejrzenia w muzyce jaką serwuje nam Rossini w Cyruliku sewilskim - rozpoznają oni znane z operowego wieczoru zapoznawczego motywy z filmowej interpretacji powieści Marii Dąbrowskiej. Opera naiwna jak większość, do tego rodzaju narracji trzeba przywyknąć, żeby w ogóle czerpać przyjemność ze spektakli, muzycznie natomiast piękna w swojej prostocie i ponadczasowa. Gwarantuję ujęcie serca już od uwertury.

Odchodząc już od samego spektaklu konieczne jest jednak zwrócenie uwagi na kilka spraw. Prozaicznych, bo technicznych. Odrobinę szwankowały na Cyruliku napisy i przez dwie chwile niestety nic się ponad sceną nie wyświetlało. Może to mało istotne - trudno bowiem na widowni spotkać kogoś, kto nie zna libretta i przez taki incydent nie odbierze w prawidłowy sposób sztuki, albo przychodzi do opery by uczyć się języka włoskiego, ale... To pierwszy zgrzyt. Jestem także entuzjastą wydawanych przez Teatr Wielki programów operowych, są świetne i bardzo elegancko wydane, niezastąpione kiedy chcemy powrócić raz jeszcze do spektaklu, przeczytać wywiady z twórcami, czy też opracowania krytyków lub zagłębić się w motywy danej sztuki. Programów do Cyrulika sewilskiego 10 marca niestety zabrakło, bardzo szkoda.

Zwracam uwagę na być może nieistotne dla niektórych szczegóły, ale opera od zawsze jest dla mnie emanacją całkowitej perfekcji okupionej wielkim wysiłkiem twórczej ekspresji, wskaźnikiem najwyższego ludzkiego kunsztu artystycznego. Drobne techniczne aspekty nie powinny zakłócać tej magii.


Jędrzej Franek

piątek, 15 marca 2013

Krąg źle urodzonych



Filip Springer w Galerii 2PiR

Wernisaż wystawy fotodokumentu będącego nierozłączną częścią najważniejszej do tej pory publikacji archeologa polskiego modernizmu, czyli Źle urodzonych, cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem wśród poznaniaków. Klasycznie już w tym miejscu ekspozycja przyjęła kształt malejących do wewnątrz okręgów (lub też rosnących na zewnątrz, jak ktoś woli), ukazujących zasadniczo różne płaszczyzny funkcji architektonicznego bytu - od publicznych, przez prywatne po spersonalizowane, osobnicze.

Wielu z nas pierwszy raz miało okazję zobaczyć na własne oczy autora poczytnych i zauważonych reportaży, artykułów m.in. w 'Polityce', a co ważne z punktu widzenia statystycznego poznaniaka - odbiorcy sztuki, także wychowanka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Autor jest postacią tworzącą wokół siebie specyficzną atmosferę nieszkodliwego wycofania, ale też ujmująco szczerą i sympatyczną. Filip Springer obcuje z architektoniczną rzeczywistością, rzeczywistością tworzywa, twórcy ale też i społecznego jej efektu, na swój własny intymny, indywidualistyczny sposób. Na tym właśnie polega jego wyjątkowość, która doskonale widoczna jest też chyba w każdym zdjęciu.

Polecamy Wam śledzenie strony projektu 'Źle urodzone'
Springer w niebanalny, ale klarowny sposób podejmuje istotny temat ciągłości naszej estetycznej identyfikacji historycznej. Zwraca uwagę na miejsce człowieka w betonowej, brutalnej i minimalistycznej tkance urbanistycznej i jego emocjonalny stosunek do niej. Kształtuje kompozycję bardzo naturalistycznie, nie bojąc się brudu, zgrzebności a nawet smutku. Jak sam zwraca uwagę, wesołość i pochwała (zwłaszcza upodmiotowiona) jest najczęściej tandetna, trudna do satysfakcjonującej twórczej obróbki.

Questions & Answers po wernisażu dały częściową odpowiedź na to kim właściwie jest Filip Springer, co popycha go do działania i jaką radością jest brak przymusu. W Źle urodzonych nie ma przymusu a jest czysta pasja literackiego i fotograficznego reportażu, syntetycznie ujmującego trudną polską tożsamość estetyki PRL-u, czasu szans ale i niespełnionych ambicji. Z sali najczęściej padały pytania wyrażające poznańskie boleści architektoniczne nie do końca minionego (na szczęście) w duszach wielu okresu. Po obu stronach wyraźnie rysował się także negatywnie nacechowany obraz obecnego, wciąż najczęściej nieudolnego projektowania urbanistycznego.


82 % Polaków jest zadowolonych z tego jak wygląda Polska, ale chyba z tych 82 % nie jest zadowolony sam autor, który jednak godzi się skromnie na taką perspektywę większości, pozostając w nienachalnej opozycji obserwatora i mentalnego konserwatora powojennego polskiego modernizmu. 

Źle urodzone muszą mieć nadzieję, że wrażliwość Filipa Springera i jemu podobnych, pozwoli im zachować życie, na które naprawdę zasłużyły, opierając się często nieuzasadnionemu dyktatowi tych urodzonych dobrze...

Wystawę można oglądać do 17 kwietnia.


Jędrzej Franek


poniedziałek, 11 marca 2013

Arena Design 2013. Małe wielkie targi?



Od czasu powstania Concordia Design w mojej opinii impreza na MTP chyba straciła nieco wagi w oczach jednostkowego odbiorcy wzornictwa. W Centrum silnie kojarzonym z Piotrem Voelkelem a kierowanym przez Ewę Voelkel-Krokowicz, niemal na co dzień możemy obcować z przemyślanymi, dobrze zaprojektowanymi eventami, przestrzeniami, spotykać się z producentami i dostawcami specjalistycznych usług, wymieniać poglądy z ludźmi, których ta wspólna platforma bardzo skutecznie połączyła.

Targi nie są codziennością, są kilkudniowym, hermetycznym wydarzeniem, na którym niektórym nieco trudno się odnaleźć, nie są w stanie wytworzyć trwałych więzi i trwale kształtować postaw, także postaw związanych z recepcją dobrego wzornictwa. Targi tworzą zalążek, który mogą rozwijać jedynie instytucje takie jak Concordia Design.


W tym roku wiele próbowano zrobić by uczynić poznańskie targi wzornictwa, które walczą o swoją markę już piąty rok, przyjaznymi i angażującymi widza. W związku z tym uruchomione zostały dwie interaktywne strefy: FORUM oraz WARSZTATY. W tych ostatnich nie brałem sam udziału ale według zebranego wywiadu od uczestników dowiedziałem się, że wartościowe i interesujące były zwłaszcza środowe DESIGN THINKING Kreowanie wyjątkowych doświadczeń klientów, prowadzone przez charyzmatyczny duet Caspar Siebel, Andy Dunn, którzy wcześniej z równie pozytywnej strony dali się poznać na scenie głównej, podczas swojej interaktywnej prezentacji KOOPERACJA ZAMIAST KONKURENCJI. Jak dla mnie jednak potencjał tej formuły nie został w pełni wykorzystany, potraktowano warsztaty ogólne trochę po macoszemu, wyznaczając im skromną, przeciętnie wygodną i niedostatecznie odizolowaną od gwaru przestrzeń - otwartość tym razem wyjątkowo na minus.

Strefą Forum moim zdaniem zawładnęła w tym roku ekipa Design Alive, która w swoim panelu zaproponowała niezwykle kuszące spotkanie w ramach Talks on Tour z uznanym i nagradzanym designerem Robertem Koniecznym. Kilkaset osób z zaciekawieniem słuchało autora między innymi głośnego projektu domu autorodzinnego. Ciepłe uczucia włącznie z nostalgią wzbudził zapewne także u większości panel Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, czyli MOCARZE MEBLARSTWA PRL. Niestety nie wszyscy mówcy podołali wymogom i napięciu związanemu z publicznymi wystąpieniami i tym trochę odwracana była uwaga od ciekawej tematyki - mówię tutaj o niezbyt udanym preludium do prezentacji duetu Siebel - Dunn, autorstwa Marcina Chłodnickiego. Małe uchybienia jednak nie psują ogólnej pozytywnej oceny realizacji tej strefy targów Arena Design - przypadła mi do gustu już sama estetyka sceny, będąca lekką i pomysłową instalacją z profesjonalną iluminacją.



Powierzchnia wystawowa nie wzbudziła już we mnie takiego entuzjazmu - moim zdaniem było po prostu nieco zbyt skromnie. Nie sprzeciwiając się wcale mojemu upodobaniu do minimalizmu, Arena Design 2013 nie była w stanie spowodować u mnie prawdziwego efektu zawieszenia oka, czasem jednak dobrze zwrócić uwagę na to, że skromnie, nie musi oznaczać także: bez pomysłu. Pewna część punktów wystawowych była martwa i płaska, nie brakowało też miejsc gdzie zamiast folderów, lub chociażby tabliczek informacyjnych o produkcie lub wytwórcy widniały niechlujne kartki NIE DOTYKAĆ. Dlaczego mam nie dotykać? Jak mam poznać produkt, jego fakturę i właściwości bez zbadania go dzięki temu zmysłowi? Targi chyba właśnie powinny polegać także na wielozmysłowym poznaniu ekspozycji, zwłaszcza targi wzornictwa przemysłowego... Wobec większości przedmiotów jednak takich obostrzeń nie było, ale trzeba zwrócić uwagę na wyjątki (głównie strefa Politechniki Poznańskiej).

najłatwiej posłużyć się pewnym subiektywnym kluczem, który zobrazuje moją ocenę poszczególnych zon na terenie Areny (niektóre na starcie wydały mi się na tyle nieinteresujące i/lub nieważące na całości, że darowałem sobie w zasadzie i zwiedzanie i ocenę, wybaczcie...):



Słowem kluczem tegorocznej Areny była ergonomia. Takie też projekty w większości stały się laureatami konkursu TOP DESIGN, którego uczestnicy dumnie prezentowali się w centralnej części hali. W moim odczuciu większość zwycięzców znanych jest już przed ich wyłonieniem i emocji w konkurencji i w stosowaniu kryteriów oceny nie ma praktycznie żadnych. Tego że komplet wypoczynkowy Teddy Bear zwycięży można było być pewnym już kilka ładnych tygodni temu. Moim zdaniem zabrakło w tym roku wybitnych projektów, rzeczywiście godnych miejsca na Topie.

Podczas targów funkcjonowało dziewięć autonomicznych stref wystawienniczych, z których każda zorganizowana była w specyficznie skonstruowaną przestrzeń, która permanentnie, okazjonalnie lub... w ogóle nie dostarczała dodatkowych bodźców zwiedzającym. W tej kategorii na wyróżnienie zasługuje wystawa i całokształt działalności UAP w przestrzeni forum Wydziału Architektury i Wzornictwa. Warsztatów, pokazów, wykładów, Q&A było naprawdę sporo każdego dnia targów, ich obsada także było bardzo zróżnicowana, począwszy od wykładowców, na przedstawicielach firm z konkretnej branży skończywszy. Wyróżnić należy także wysoki poziom estetyczny prezentowanych studenckich projektów, które często zaskakiwały dojrzałą formą - brakowało natomiast momentami dobrej komunikacji, zwyczajnie kogoś kto mógłby poprowadzić zwiedzającego przez gąszcz niejednoznacznych karteczek przyczepionych do przedmiotów, oraz dobrej komunikacji materialnej - na kartce papieru w folderze, by oszczędzić czasu na zbędnych pytaniach.





Emocje od początku budziła także ekspozycja grupy FRONT Design oraz obecność projektantek na Arenie. Zainteresowaniem zwiedzających cieszyły się także wygodne elementy służące do siedzenia zlokalizowane w strefie Piotra Kuchcińskiego DESIGNERA ROKU 2012. Zupełnie inną kategorię stanowiła wystawa PERSPECTIVE_S FROM POZNAN, która zwiedziła już kawał Europy i trafiła na targi  znów budząc zachwyt nie tylko przez poszczególnych projekty ale i formę ich aranżacji.


Nie można zapomnieć o bardzo udanej ekspozycji Dobroteki, czyli studia wyposażenia wnętrz, które samo w sobie jest świetnym przykładem dobrego wzornictwa.



Pewnym niewypałem w mojej opinii była niestety bardzo ciekawa w zamyśle kreatywna strefa dziecka, z meblami Smart by Vox w roli głównej - próżno było tam szukać pociech, najczęściej czas spędzały tam same animatorki, co świadczy o tym jak małym zainteresowaniem zwykłych poznaniaków cieszyły się targi. Specjaliści, inwestorzy, studenci i wykładowcy kierunków artystycznych raczej nie przybywali na Arenę z rodzinami.


Niezmiennie dużym zainteresowaniem cieszyć mógł się robot przemysłowy KUKA, który zajmował się przygotowaniem posiłków w ramach projektu 'Let's cook the future' kierunku industrial design w poznańskiej School of Form, którego celem było poszukiwanie trendów i wspólnych płaszczyzn w obszarach nowych technologii i sztuki kulinarnej.

Myśl wielka, wykonanie małe

Targi, targi i po targach. Pozostało sprzątanie i przygotowywanie kolejnych eventów na MTP. Tylko czy następna Arena Design ma sens? Czy rozmach tej imprezy jest na tyle duży (i rosnący) aby podtrzymywać tę markę? Gdyż właśnie moim zdaniem funkcjonujemy w przypadku tego wydarzenia w obrębie wątpliwej niestety względem światowych standardów marki i zbędnego etykietowania, kiedy wszystko równie dobrze, a może nawet lepiej funkcjonować mogłoby jako stały i pożądany element działalności Concordia Design. Ze strefą FORUM już często mamy tam do czynienia, z wystawami i węższymi tematycznie targami również. Przestrzeni i czasu w ciągu roku także nie brakuje. Dlaczego więc nie przenieść Arena Design i nie zaopiekować się tą formułą w ramach bardzo sprawnie działającej już instytucji, gdzie słowo INSTYTUCJA  ma decydującą wagę w kwestii skali oddziaływań nie tylko rynkowych, ale i społecznych a to drugie jest dla Poznania szczególnie ważne. 

Jędrzej Franek


/obszerna galeria z Arena Design na Facebooku.


wtorek, 5 marca 2013

AK 30 – 30 wystaw w 30 dni!



Półmetek przekroczyło jedno z najważniejszych wydarzeń lokalnego środowiska kulturalnego. Jedynie dziesięć dni dzieli nas od pożegnania z AK 30.

Stacja Poznań Główny ma niezmierną przyjemność patronować temu niezwykłemu eventowi. Dlaczego? Rzadko zdarza się bowiem, iż poznańscy studenci tak intensywnie pracują na rzecz kultury w naszym kochanym mieście.

AK 30 od początku - Pracownia Zjawisk Teatralnych
Czym tak naprawdę jest AK 30? To wspaniały maraton unikatowych wystaw trwających jedynie jeden dzień każda. Niepowtarzalność, a tym samym brak nudy jest najważniejszą cechą tej imprezy. W tym roku po raz czwarty studenci Uniwersytetu Artystycznego wspięli się  na wyżyny swoich możliwości zarażając poznaniaków pasją i radością z obcowania ze sztuką.

Wernisaż u Doroty Skupniewicz i Marcina Krawczyka
Do tej pory mogliśmy zobaczyć alternatywą wersję mody, a więc pobuszować w wirtualnym świecie, poszukiwać sztuki w mieszkaniu artystki, aby mieć namacalny kontakt z kulturą, a także podziwiać liczne prace plastyczne w tym ciekawe grafiki. Na wyjątkową uwagę zasługuje wystawa audio-wizualno-materialna podczas której wykorzystano najnowszą technologia druku 3D.

Wernisaż u Eli Cios
Przed nami ostatnie dni tegorocznej edycji projektu, a zatem również ostatnie wernisaże młodych artystów,  na bieżąco możecie sprawdzać program na stronie AK 30, a także śledzić profil facebookowy – nigdy nie wiecie kto i w jaki sposób zachęci Was do udziału w  niepowtarzalnym widowisku. Zarezerwujcie czas na godzinę 20.00 i pamiętajcie Stacja Poznań Główny poleca.


Sandra Grobelna

/ w artykule każde ze zdjęć reprezentuje jeden z wernisaży tegorocznej edycji AK 30 - klikajcie w linki aby przenosić się do pełnych fotogalerii.

Wernisaż u Joanny Puciłowskiej i Joanny Gryzinskiej
Wernisaż Ewy Mrozikiewicz
Wernisaż u Magdaleny Parnasow - Kujawa
Wernisaż u Lary, Bastrzyk, Grzegorek, Ziemiańskiej, Pietrowskiego
Chodorowska, Kucharska, Żurawiecki, Raileanu, Grupa Monsfur
Wernisaż u Macieja Rudzina
Wernisaż u Marty Magiereckiej, Lidii Piechowiak, Hanny Banaszczyk
Wernisaż u Waldemara Łukaszczyka
Wernisaż u Zbigniewa Szota
Wernisaż u Jagody Szymkowiak
Wernisaż u O. Dziubak, K. Pałki, A. Piotrowskiej,  A. Kostrzewy 
Wernisaż u Agnieszki Zarębskiej i Bartosza Barłowskiego
Wernisaż u J. Grochulskiej, K. Janikowskiej, Z. Bartczak
Wernisaż u Ewy Mróz
Wernisaż u E. Niewiadomskiej, K. Balickiej, P. Kisielewskiego