120-letnia opera liryczna Giuseppe Verdiego wystawiana jest rzadko i decyzja o wyborze tego dzieła jako ważnej premiery na rok 2013 nie mogła być łatwa, bo Falstaff nie jest wielkim verdiowskim hitem. Warto decenić jednak trud obecnej dyrekcji Teatru Wielkiego w Poznaniu, który przemijające problemy finansowe stara się zwalczyć uatrakcyjnieniem i poszerzeniem repertuaru oraz zwiększeniem liczby premier.
Libretto według Wesołych kumoszek z Windsoru i Henryka IV Williama Szekspira napisał Arrigo Boito, który jest również autorem libretta do słynnego Otella. Ze względu na totalną reinterpretację dzieła trudno przytaczać ściśle oryginalny zamysł fabularny, poza tym chyba w tym celu najlepiej sprawdzi się po raz kolejny starannie zaprojektowany przez Jacka Kalińskiego i równie dobrze wykonany program do spektaklu.
Poznańska wersja w reżyserii oraz opracowaniu scenograficznym Tomasza Koniny jest wizualnie odświeżająca i oryginalna, ale także niespójna. Puryści nie będą zachwyceni, lecz chyba i oni potrzebują czasami odmiennego spojrzenia na klasykę, by utwierdzić się w swoich przekonaniach. Cała akcja dzieła przeniesiona została do dwupiętrowego świata dziecięcych i zdziecinniałych zabaw oraz intryg. Wiele jest miejsc kiedy libretto nie spotyka się z tym co widzimy na scenie, w gruncie rzeczy nie przeszkadza to jednak. Udało się wkomponować wątki w twórczy i współczesny sposób autoironiczne, np. wtedy kiedy karczmą głównego bohatera jest ławka na przedszkolnym skwerku. Do współczesnego przedszkola, zagonionych rodziców, celebryckiej banalności (i barokowości) Falstaffa pasuje atmosfera zwariowanego tła namiętności i pędu instynktów - to pozostało niezmienione. Zaskoczeniem jest ostatnia odsłona kiedy scenografia zostaje zmieniona i wkraczamy do chłodnego, pod koniec wręcz moskiewsko zimnego i tajemniczego lasu... Mimo większej powagi otoczenia dziecięcy duch bije od postaci. Fani twórczości Renée Goscinnego powinni być mile zaskoczeni.
Falstaff to opera bardzo aktorska, więc wymagania stawiane solistom były duże tym razem nie tylko pod względem wokalnym. Wśród odtwórców ról męskich jakościowo dominuje według mnie nie Mark Morouse jako Sir Falstaff, a Stanisław Kuflyuk, którego parę miesięcy temu chwaliłem przy okazji recenzji Cyganerii. Nie oznacza to jednak tego, że potężny (także pod względem ego) główny bohater był postacią źle zagraną - wprost przeciwnie, pod względem aktorskim kreacja ta jest bardzo udana - Falstaff jest jak dominujący gołąb w stadzie, wciąż się puszy i wypina pierś wraz z resztą torsu. Bardzo spójna okazała się natomiast gra i popisy wokalne żeńskiej części obsady - szczególnie wyróżnić należy Natalię Puczniewską jako Nannettę.
Trochę zawiodła mnie pozostająca nieco na uboczu warstwa muzyczna, choć trudno tu pretensje kierować do orkiestry Teatru Wielkiego czy do Maestro Chmury, tak już jest z tym dziełem Verdiego, że dość opornie wpada w ucho. Nie znaczy to, że słucha się go zupełnie bez emocji czy wręcz nieprzyjemnie, po prostu nie grożą nam raczej ciarki przechodzące na plechach - ledwie kilka razy zasłyszymy tę potężną, znaną i bardzo uduchowioną maszynę, która tak świetnie i imponująco działa m.in. w Nabucco.
Chyba nieco krytyczny wydźwięk ma ta recenzja, tymczasem spektakl tak naprawdę mi się podobał, a to dlatego, że wymagał pewnej odwagi znaczącego odbrązowienia, czy też odkurzenia tego nieco innego Verdiego. Nie udało się być może w pełni, ale dzięki dynamice inscenizacyjnej trudno było się nudzić.
Jędrzej Franek
____________________________________
kierownictwo muzyczne: Gabriel Chmura
reżyseria i scenografia: Tomasz Konina
kostiumy: Tomasz Konina, Czesław Pietrzak, Monika Zajączkowska
reżyseria świateł: Marek Rydian
kierownictwo chóru: Mariusz Otto
asystent dyrygenta: Grzegorz Wierus
asystent reżysera: Krzysztof Szaniecki
autorzy plakatu: Jacek Kaliński, Michał Stankiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz