Get the flash player here: http://www.adobe.com/flashplayer

piątek, 10 maja 2013

Długa Wiosna w Poznaniu - Wieczór Strawińskiego w Teatrze Wielkim



Po męczącej zimie wreszcie zawitała do Polski i Poznania wyczekiwana wiosna wraz z całą dynamiką przeobrażeń stanów pogody, ziemi i emocji. Nowej nadziei nie wypada nie świętować, dlatego szczególnie warto zwrócić uwagę na operową fetę, nie tylko z okazji triumfu tej pory roku ale i chęci uczczenia dzieła oraz legendy wielkiego rosyjskiego kompozytora, Igora Strawińskiego.

Festiwal Wiosny organizowany przez Fundację Nuova w współpracy z Teatrem Wielkim, jest w tym roku zupełnie inny niż podczas siedmiu ostatnich edycji. Przestajemy się spieszyć i rozpościeramy wiosenną aurę nad znaczącą częścią roku. Poznańska wiosna zakończy się dopiero 29 listopada.


Stacja Poznań Główny miała przyjemność uczestniczyć w premierowym Wieczorze Strawińskiego 27 kwietnia, który to dla każdego pasjonata operowych klimatów był prawdziwą ucztą złożoną z dwóch dań.
Zaserwowano dwie odmienne estetyki, tradycyjną i zachowawczą oraz wielce kontrowersyjną, patrząc na historyczne uwarunkowania twórczości kompozytora.

Sofokles będący zmorą (lub nie) licealistów, stał się także przedmiotem kompozytorskich uniesień Igora Strawińskiego. Król Edyp to opera-oratorium w jednym akcie, surowa oszczędna oraz... Niezwykle rzadko wystawiana. Napisana w 1925 roku jest wynikiem wstecznej introspekcji autora, której oddawał się w tamtym czasie, powstała jako prezent dla zaprzyjaźnionego ze Strawińskim mecenasa sztuki Sergiusza Diagilewa.  Neoklasyczna partytura dzieła daje szanse zaistnieć solistom  ale także obfituje w sceny zbiorowe i komentarz chóru. Tylko nietypowa postać narratora zachowuje pełnoprawny kontakt z widzem, jest on łącznikiem pomiędzy chwilą obecną a zaprzeszłym intensywnym, choć kamiennym mistycyzmem akcentowanym przez język sztuki.

Poznańska interpretacja Jacka Przybyłowicza, który na co dzień zajmuje się tworzeniem choreografii,(dyrektor baletu Teatru Wielkiego) anonsowana była jako szansa na nową jakość zajmującą miejsce w jednym szeregu z największymi światowymi realizacjami. Czy udało się tego dokonać wokół libretta autorstwa Jeana Cocteau (przetłumaczonego na język martwy przez Jeana Danielou)? Trudno stwierdzić jednoznacznie - z pewnością świeżością są wplecione spodziewane elementy baletowe, które jednak czasem mogą zaburzać czytelność dzieła, poprzez niedookreśloność artystycznej dominanty.

Warto skupić się jednak na błyszczących tego wieczoru solistach.

Jacek Laszczkowski jako Edyp jest zdecydowanie moim faworytem mimo skromności estetycznej tej postaci, popisuje się plastycznym, antycznym obłędem. Jokasta w interpretacji Agnieszka Zwierko jest postacią monumentalną, wysublimowaną, nieco chłodną mimo intensywnej krwistej barwy sukni nie jest dla mnie tak ekspresyjna jak świetnie grający i popisowo śpiewający chociażby w otwierającej arii Laszczkowski. Wokalnie trudno zarzucić cokolwiek artystce, dysponuje głosem o obszernej skali i niezawodną techniką śpiewu, ale trudno było jej znaleźć wspólną płaszczyznę z moim wyobrażeniem tej postaci. W roli Kreona nie wyobrażałbym sobie kogokolwiek innego niż Jerzego Mechlińskiego i również tym razem mocne aktorstwo i wspaniała barwa tego solisty świetnie wpisują się w tę postać.




Bardzo dobrze spisał się chór Teatru Wielkiego - artyści mieli okazję popisać się dużą precyzją. Orkiestra również grała bez istotnych wpadek, dyrygowana przez maestro Gabriela Chmurę.

Minimalizm zdefiniował dekoracje Edypa, podobnie rzecz się ma z kostiumami. Dominującym elementem była amfiteatralna widownia, na której zasiadali śpiewacy w w towarzystwie ksiąg, które z jednej strony przypominały nieco zaprojektowane w Poznaniu Blue Bloki w ramach ekspozycji rodzimego wzornictwa Designed for Poznan, a znalazły także zastosowanie w układach choreograficznych i gestach dramaturgicznych.



Podczas drugiej części wieczoru taniec był zdecydowanie środkiem dominującym gdyż obejrzeliśmy balet Święto Wiosny - jedno z najbardziej kontrowersyjnych dzieł Igora Strawińskiego, szczególnie z punktu widzenia mu współczesnych, dziś stało się legendą, kiedyś było niezrozumiałą awangardą. Publiczność nie mogła przebrnąć przez konstrukcję muzyczną, a przede wszystkim była zdruzgotana reinterpretacją tańca baletowego jakiej dokonał choreograf Wacław Niżyński. Święto Wiosny ma trzech ojców, oprócz muzyki Strawińskiego i projektu ruchu Niżyńskiego, najsłabiej zespoloną z niezbędnym kodem genetycznym częścią czyli librettem zajął się Nikołaj Roerich, który osadził ostatecznie dzieło w ruskim rytuale dnia wiosny.


Dzieło przez lata docierało do widzów, którzy musieli do niego dojrzeć, można powiedzieć, że Święto Wiosny w 1913 roku otworzyło wrota muzyki nowoczesnej, ale bano się w nie na dobre wejść. Jak balet ma się w swoje stulecie?

Choreograf, Paul Julius starał się zdemontować i złożyć dzieło na nowo przenikając przez wszystkie warstwy sztuki, dużą wagę przykładając do wydźwięku libretta, przy czym wydźwięk jest dobrym określeniem dla braku tradycyjnej fabuły - to innowacyjna barwa muzyczna i  ruchowa tworzy ponadczasową jakość sceniczną Święta Wiosny



Pomimo artystycznej i gimnastycznej perfekcji nie taniec jest dla mnie najważniejszą cechą tego wydania baletu, choć przecież powinienem zwrócić uwagę na finezję postaci, zwłaszcza Shino Sakurado jako Ofiarowanej i męskiej roli Gento Yoshimoto. Czasem jest tak, że oko zapamięta może nie to co trzeba, ale na pewno to co chce i tym razem była to warstwa rozwiązań scenograficznych. Damsko - męska gra natury była przepięknie podkreślana przez grę swiateł reżyserowaną przez Marka Heinza, wspaniale układały się one na zminimalizowanych dekoracjach, ciałach tancerzy i przede wszystkim prowadziły równoległy kluczowy szlak symbolicznej narracji żywiołów wody i ziemi.

Ze względu na długość tegorocznej Wiosny w Poznaniu polecam szczególnie przyjrzeć się ofercie Teatru Wielkiego - legendarny balet Strawińskiego, o którym pisałem, zawita w jeszcze innych formułach, na obejrzenie i wysłuchanie których z pewnością warto znaleźć odrobinę czasu, gdyż wcale nie często można w naszym mieście obcować z imprezą o takim stopniu pochwały i szacunku ale także odwagi w odniesieniu do arcydzieła.

Jędrzej Franek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz