Get the flash player here: http://www.adobe.com/flashplayer

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zachowaj spokój i udawaj, że umarłeś. A teraz popatrz co się dzieje. PERFORMER. Wystawa, Film, Sztuka, Życie w galerii Art Stations, Stary Browar


Postanowiłam wybrać się na wernisaż, choć tego nie znoszę i zawsze, kiedy na uroczyste otwarcie zapowiadają się dzikie tłumy – a tak było w przypadku Performera – mam po prostu ochotę uciec. Ciekawość jednak zwyciężyła i na wernisażu się znalazłam. W końcu artysta także miał być. I był – słowa nie wypowiadając przywitał się z publicznością ustami kuratora – Łukasza Gorczycy. Sam natomiast przemówił trzy razy. Nie wprost. Jako bohater filmu, książki i wreszcie jako autor – poprzez dzieła. Posłuchajcie głosu Oskara Dawickiego.

Wystawa w galerii Art Stations, to kolejny etap sporego, interdyscyplinarnego projektu obejmującego wydaną w 2010 roku parabiograficzną książkę W połowie puste Łukasza Gorczycy i Łukasza Rondudy, która właśnie doczekała się rozszerzenia oraz powstający w Wajda Studio fabularny film Performer w reżyserii Macieja Sobieszczańskiego i Łukasza Rondudy opowiadający o Dawickim.

Na wystawę składają się fragmenty wspomnianego filmu oraz książki, prace Dawickiego i jego przyjaciół artystów, a także wybrane dzieła z kolekcji Grażyny Kulczyk. Aranżacja ekspozycji dzieli się na trzy poziomy, z których każdy ma pewien założony element znaczeniowy. Wszystkie natomiast tworzą przemyślaną strukturę, która nie daje się całkowicie jednoznacznie zinterpretować. Bo, jak zauważa Dawicki w kontekście pisanej o nim książki, jest ona w połowie wymyślona, w połowie prawdziwa i w połowie pustaa wystawa w Art Stations zdaje się mieć podobny charakter. Zaczynamy od ziemi by wznieść się ponad nią.

Na parterze (dosłownym i nieco bardziej metaforycznym) czyli Cmentarzu artystów znalazły się projekty nagrobków autorstwa m.in. Pawła Althamera, Wilhelma Sasnala, Anki Niesterowicz, ale także klasyków jak Zbigniew Warpechowski. W przestrzeni dominuje jednak ustawiony nieco w kącie monumentalny nagrobek Dawickiego – „zagrał” on w filmie, którego fragment wyświetlany jest w pętli. Na ekranie widzimy Dawickiego na cmentarzu podskakującego w wykopanym dole. Tematyka panuje tu iście grobowa, chodźmy więc na górę.

Drugi poziom: Sztuka i film to zaciemnione miejsce, gdzie znalazły się prace z kolekcji i sceny z filmu przedstawiające portrety Dawickiego. Wśród zaprezentowanych tu prac szczególnie znacząca jest obecność autoportretów Romana Opałki, który odliczając dni nieustannie dokonywał życiowego bilansu, co poniekąd czyni też Dawicki. Idzie on jednak o krok dalej – podczas gdy Opałka skończył liczyć bo umarł, to Dawicki jak przystało na ironicznego performera – wodzireja odwiesza swoją błyszczącą, niebieską marynarkę i każe się pogrzebać. Ale zaraz? Może to podstęp? Może nie umarł, tylko siedzi gdzieś i dumny patrzy jak Ci wszyscy ludzie przyszli go podziwiać. W końcu Ci wszyscy artyści tak lubią popadać w samozadowolenie. Tacy z nich megalomani trochę. Wszystkie zgromadzone tu dzieła, to próba pokazania w jaki sposób rozmaite media prezentują portret artysty. Stąd też, pojawia się tradycyjny, malarski autoportret Jacka Malczewskiego czy wielkoformatowa fotografia autorstwa Vanessy Beecroft, przedstawiająca kilka nagich kobiet w zamkniętej przestrzeni i dużo innych realizacji posługujących się odmiennymi mediami. Są to wielorakie interpretacje i wariacje na temat tego, kim czuje się artysta i w jaki sposób podchodzi do ukazania drugiego człowieka w swojej twórczości. Czy utożsamia się z  mnogim podmiotem czy wręcz przeciwnie – autonomizuje się i odcina od świata? Wreszcie, kim jest on sam – profetą czy wyrobnikiem? Ciekawie rysuje się tu także zależność namacalnych dzieł w stosunku do medium jakim jest film, ale także w stosunku do tego, czym jest performance. Czas wyjść z tego mroku.

Trzeci poziom to bijący po oczach jasnością white cube – Muzeum Oskara Dawickiego, które zdominowane zostało przez centralnie ustawioną konstrukcję z białych, pustych ptasich klatek. Sterylnie tu i dziwnie, człowiek wchodzi i czuje się jakby leciał nad kukułczym gniazdem – no bo przepraszam, bałwan w lodówce, igły opadające z plastikowej choinki? I jeszcze te wszystkie testy na inteligencję niczym medyczne dokumentacje – istne studium przypadku. To piętro, to rodzaj retrospektywnej wystawy na której zgromadzono prace bezpośrednio umożliwiające nam wgląd w akta (sic!) artysty –  sfabrykowane dokumentacje, komercyjne druki, które Dawicki wykonywał zaraz po studiach w agencji reklamowej, czy wreszcie brokatowa, wysłużona famous blue jacket –  smętnie wisząca na wieszaku i obrazująca 19 lat tracenia blasku. Wszystkie te personalne historie mają stanowić dowód na istnienie artysty. Ach, to także tutaj przy odrobinie nieuwagi możecie wdepnąć w rozsianą po białej podłodze plackowatą aleję gwiazd świata sztuki, które swoje dłonie odcisnęły w łajnopodobnej mazi. Czujecie ten klimat?

Ostrze ironii Oskara Dawickiego, znane zwłaszcza z jego filmów współtworzonych z Supergrupą Azorro, oraz późniejszych – realizowanych w pojedynkę jest wyczuwalne także w kontekście wystawy Performer. Powiedzmy sobie szczerze, że ta wystawa to żart. Bardzo przemyślany, sprytnie uknuty, który nieustannie przesuwa granice zażenowania. W tym tkwi cała siła działalności artystycznej Dawickiego polegającej na podkładaniu kłód pod nogi i wrzucaniu odbiorcy w odmęty absurdu. Co więcej – absurd ten jest prawdą! Kiedy przez lupę oglądamy reklamowe druki w poszukiwaniu czegoś, co mogło by zaświadczyć, że nie są to takie znowu zwyczajne, komercyjne prospekty przez chwilę czujemy się jak idioci. Bo może ten cały artysta śmieje się z nas patrząc gdzieś z ukrycia. A może w ogóle uciekł? Przez dziurę w ścianie. Nie ma go w pobliżu, ale jest na mikroportrecie w reklamie! Ten motyw nieobecności artysty i niespodziewanego się pojawiania był często eksploatowany we wcześniejszych działaniach i wpisuje się w projekt rozważań o własnej tożsamości jaki proponuje Dawicki. Na Performerze pojawia się, ale zaraz znika. Takie tam – igraszki z diabłem.

Już dawno żadna wystawa nie sprawiła mi tyle radości. Jako całość, ta funeralna ekspozycja składa się na ironiczny komentarz, który nie dotyczy już tylko i wyłącznie artysty funkcjonującego w określonym systemie sztuki, ale dotyka także każdego z nas – bywalców wystaw, znawców sztuki, aspirujących znawców sztuki posługujących się przeintelektualizowanym językiem, wyrachowanych znawców sztuki, obojętnych, ciekawskich, przypadkowych, ignorantów etc. Dawicki w krzywym zwierciadle pokazuje siebie, ale bezlitosny jest także wobec odbiorcy. Jeśli więc lubicie, kiedy artysta się z wami drażni niedosłownością przekazu i potraficie śmiać się z  samych siebie koniecznie wybierzcie się do Art Satations – wystawa potrwa do 5. 05. 2013, a w planach są oprowadzenia kuratorskie. Ja jestem wdzięczna Dawickiemu za to, że popierdując  spuszcza trochę powietrza z balona bufonady współczesnego świata sztuki.

A wystawa oczywiście bardzo nam się podoba.

Monika Kaczmarek

________________________
P.S. Uznaliśmy, że jeden post o Performerze to za mało, lecz żeby nie zaburzać toku wypowiedzi zrezygnowaliśmy z dwugłosu, na rzecz późniejszej publikacji artykułu w formie obszernej fotogalerii, połączonej z esencjonalnym przekazem wrażeń, szerszym przedstawieniem sylwetki artysty i omówieniem  dotychczasowej działalności Galerii Art Stations. JF


1 komentarz:

  1. mam podobne zdanie o wystawie. zapraszam do czytania:
    http://zaliczone.blogspot.com/2013/02/performer-czyli-dawicki-w-poznaniu.html

    OdpowiedzUsuń