Get the flash player here: http://www.adobe.com/flashplayer

sobota, 28 lipca 2012

Ostatni taki Rycerz


Recenzja filmu Batman: Mroczny Rycerz powstaje.




Z pewnością producenci najnowszej odsłony przygód Człowieka-nietoperza nie mogli spać spokojnie po dramatycznych wydarzeniach w Denver. Na szczęście międzynarodowa premiera filmu przebiegła bez podobnych incydentów. Makabrycznym faktem jest to, że strzelanina przyczyniła się do jeszcze większej popularności filmu. Z pięknym gestem wyszedł kompozytor ścieżki dźwiękowej, Hans Zimmer, komponując na cześć ofiar utwór Aurora, ze sprzedaży którego dochód przekazany zostanie ich rodzinom.


Wczoraj utwierdziłem się w przekonaniu, że Chris Nolan to mistrz przyrządzania popkultowego Crème brûlée – przeznaczonego dla mas, ale jakże wykwintnego i przepysznego. Podobnie Christian Bale jest jak dotąd, według mnie, najlepszym odtwórcą roli Batmana, widać na ekranie, że kocha tę rolę (Znów przybrał ponad 30 kilogramów, by zmienić się z Dickiego Eklunda w Bruce’a Wayne’a).

Dość szczelnie wypełniona sala i prawie trzy godziny rozrywki, podczas, której twarz widza przybiera wyraz błogiej satysfakcji. Podczas projekcji wiele razy odnosiłem wrażenie, że dana scena wygląda dokładnie tak jak mogłem ją sobie wyobrazić, że jest absolutnie kompletna. Kompletność tego filmu, wszystkich Batmanów Nolana, z których każdy był lepszy od poprzedniego, polega na pewnej syntezie gatunków. Nie jest to kino czysto sensacyjne, nie jest to też zupełne Science Fiction. Z założenia nowy Mroczny Rycerz (Poczynajac od 2005 roku, od „Batman: Początek”) jest inny niż ten wykreowany przez Tima Burtona. Jest bardziej ludzki, przystępny… Śmiertelny. Paradoksalnie to świadomość własnego strachu daje mu siłę. O Batmanach Nolana mówi się, że są męskie w najbardziej współczesny ze sposobów interpretacji męskości, całkowicie nieklasyczny. Tutaj Bruce’a Wayne’a i jego ‘operatywnego przyjaciela’ definiuje walka z wewnętrznymi demonami, konfrontacja z mrocznymi stronami swojej podświadomości, strach przed śmiercią, męskość to niedoskonałość i poszukiwanie drogi do ukojenia.

W powstaniu Mrocznego Rycerza, uważny widz z łatwością wytropi motywy nawiązujące do problemów współczesności, jak i tego co wciąż straszy, ale raczej jako koszmary przeszłości. Mowa tu o widmie kryzysu finansowego i komunizmu w tym najbardziej opresywnym wydaniu.

Siłę najnowszego Batmana stanowi niewątpliwie obsada. Bardzo, bardzo gwiazdorska – co wcale nie razi, gdyż każdy 
z czołowych aktorów wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Legendarny już chrypiący Bale i mechaniczno-fanatyczny głos Toma Hardy’ego jako Bane’a (rewelacja). Na ekranie szaleje także Gary Oldman, a miłośnicy kobiecych wdzięków docenią obecność Marion Cotillard i Anne Hathaway (tak, w lateksie).

Efekty specjalne nie rażą, są bardzo wiarygodne (no, prawie zawsze), a Gotham jest w wyjątkowo mrocznej formie, podkreślanej monumentalną ścieżką dźwiękową Hansa Zimmera, która jest chyba jeszcze lepsza niż, ta z poprzedniej części. Trochę zabawy dostarcza obserwacja tego w jaki sposób bohaterowie obchodzą się z bombą atomową o potężnej mocy. Uśmiałby się 
z pewnością Enrico Fermi i inni naukowcy niegdyś pracujący nad amerykańskim Projektem Manhattan. Doskonałym posunięciem jest moim zdaniem to, że ta odsłona cyklu jest bardziej autoironiczna niż inne (ale nie w żałosny sposób jak filmy Joela Schumachera), Batman ma poczucie humoru.

Niektórzy mogą mieć zastrzeżenia do zakończenia, choć jest jak najbardziej logiczne i można powiedzieć… Kojące.

To ostatni Batman Nolana i ostatni z udziałem Christiana Bale’a. Szkoda. Oczywiście jest nadzieja na kolejne, z inną obsadą i pod wodzą innego reżysera, ale czy następnym produkcjom również uda się stworzyć nową filmową jakość? Czym teraz można będzie zaskoczyć widza, który zżył się z psychologizującym i wysmakowanym Batmanem?

Ocena: 9/10 (Muzyka: 10/10)



J.


poniedziałek, 16 lipca 2012

Muzeum Narodowe vs Fan Zone


Nasza wizyta w Galerii Malarstwa i Rzeźby przy Al. Marcinkowskiego zbiegła się się ze schyłkowym okresem panowania UEFA i kibiców wszelakiej maści w centrum Poznania. O ile napływ ludności spragnionej pozytywnych sportowych wrażeń oceniam bardzo pozytywnie, o tyle zablokowanie jednej z najważniejszych muzealnych galerii Poznania już niekoniecznie. W upale, pozbawieni 'na bramce', butelek z wodą udaliśmy się do gmachu. Nie chcę w tym poście, ani w żadnym innym udawać zblazowanego konesera sztuk, jestem ledwie dwudziestoparoletnim miłośnikiem konsumpcji niektórych aspektów kultury - tego co mnie przyciąga, lub ma taki potencjał. Nie bawiąc się więc w ekspertyzy, uderza nas, od początku niemal, biel i czystość. Czystość formy rzecz jasna, choć nie wytykam niestaranności ekipom sprzątającym. Minimalizm - zawsze bardzo mi to odpowiadało. Nie sposób nie zauważyć obwieszczeń, przypominających o wystawie malarstwa okresu od renesansu do rokoko. Może jestem dziwnym stworzeniem ale w równym stopniu wydają mi się interesujące często obrazy realistyczne-portretowe, jak i zupełnie przeciwnie - impresjonistyczne. Madonnę z dzieciątkiem Tycjana widziałem już chyba wielokrotnie w albumach, dlatego jak łatwo się domyślić, poświęcono obrazowi cały krótszy bok sali ekspozycyjnej. Warto zobaczyć było także portrety pędzla malarza lombardzkiego Giovanniego Battisty Moroniego (renesans), obejmujące całą sylwetkę płótna robią odpowiednie wrażenie. Odnosiłem wrażenie, że nie potraktowano zbiorów z Accademia Carrara w Bergamo z odpowiednim szacunkiem i jest ona dosłownie i w przenośni, przedsionkiem do stałej, znanej ekspozycji, bowiem część wywieszona jest w sali łącznikowej, pomiędzy dwiema wysokimi o szklanym sklepieniu (wyjdę pewnie na ignoranta, jeżeli napiszę iż ono bardziej mnie zainteresowało niż większość obrazów, o tym przynajmniej świadczą wykonane fotografie...). Co ciekawe, widoczny jest trend ku edukacyjnym przedsięwzięciom muzeum rodem z XXI wieku: wystawie poświęcono cykl wykładów, spotkań oraz warsztatów a ich program można znaleźć tutaj. Dzieciom natomiast zaproponowano możliwość korzystania z bezpłatnego przewodnika Wystawa niesłychana - Arte italiana, wraz z serią zadań dla najmłodszych. Niestety albo stety, jeszcze nie doczekałem się potomstwa i nie mam bezpośrednich opinii o tej propozycji, a samemu jakoś niezręcznie było mi się o to upominać, gdyż już dawno skończyłem podstawówkę. 

Załączam fotografie wykonane własnymi rękoma oraz aparatem. Wciąż warto odwiedzać Muzeum Narodowe, przeważnie panuje tam cisza i spokój, ułatwiające obcowanie ze zbiorami niezwykle zróżnicowanymi epokowo i tematycznie. (Pełna galeria)

J.